"Akcja Serwisowa."
Zjechałem po drabinie na zewnętrzny pokład bębna grawitacyjnego. Mimo naciągnięcia rękawów na dłonie wciąż czułem ciepło spowodowane tarciem podczas zjeżdżania.
- Muszę się dostać do najbliższej śluzy ratunkowej. - Pomyślałem.
Skafander był dla mnie wtedy priorytetem. Nawet jeśli nie potrzebowałem go podczas eksploracji to
i tak musiałem się w niego wyposażyć. Nie wiedziałem w jakim stanie jest poszycie statku. Mimo tej wielkiej dziury mogło być w nim wiele mikrouszkodzeń a co za tym szło masa nieszczelnych i zdekompresowanych pomieszczeń. Szedłem powoli w stronę najbliższej śluzy ratunkowej której ikona wyświetlała mi się na ekranie urządzenia diagnostycznego. Po chwili dostrzegłem podświetloną i zwisającą z sufitu zieloną tabliczkę symbolizującą wejście do kapsuł.
- Nie ma źle. Nareszcie na miejscu. - Powiedziałem do siebie wzdychając z ulgą.
Mój optymizm był jednak przedwczesny. Śluza została zablokowana od środka uniemożliwiając mi dostanie się do przedziału kapsuł ratunkowych. Statek wyposażony był w pięćdziesiąt śluz ewakuacyjnych z czego do każdej śluzy przyporządkowane było dziesięć kapsuł a każda kapsuła mieściła dwadzieścia osób.
- Któraś z nich musi być otwarta. Niemożliwe żeby wszystkie były zamknięte! - Krzyknąłem nerwowo. Co się tutaj stało? - Zadałem sobie kolejne pytanie na które nie mogłem poznać odpowiedzi.
Ruszyłem tak jak pokazywała mi mapa pokładu, kierowałem się w stronę kolejnych śluz a każda
z nich była zapieczętowana od środka.
- To nie ma sensu... - Pomyślałem. - Dwanaście śluz i każda zablokowana.
Powoli zaczął doskwierać mi głód. Odkąd się wybudziłem minęło już jakieś osiem godzin. Mój żołądek był całkowicie pusty. Zanim zamknięto nas w kapsułach na ten nieszczęsny trzydziestoletni lot musieliśmy przejść szereg zabiegów, detoks i przede wszystkim całkowicie oczyścić swój układ pokarmowy. Krio-kapsuły nie były przystosowane do tego aby cokolwiek w nich z siebie wydalać.
- Co teraz? - Zadałem sobie kolejne pytanie. - Muszę... muszę...
Opuściłem ręce, oparłem się plecami o ścianę i zsunąłem na podłogę. Musiałem zmienić priorytety.
- Woda, jedzenie, zasilanie. - Mruknąłem pod nosem.
Swoją drogą, bardzo zastanawiał mnie fakt, dlaczego po wybuchu reaktora głównego nie włączył się reaktor zapasowy a cały statek działał jedynie na ogniwach akumulacyjnych. Było kilka możliwości. Jeśli reaktor zapasowy uległ uszkodzeniu nie było nawet po co tam iść. Promieniowanie zabiłoby mnie lada chwila. Jeśli uszkodzeniu uległ osprzęt reaktora to mogłem go naprawić. Nie miałem nic do stracenia. Musiałem spróbować. Natychmiast ruszyłem w stronę szybu windy którą się tutaj dostałem
i rozpocząłem mozolną wspinaczkę. W tym momencie grawitacja i ciągle działający bęben nie okazały się być moim sprzymierzeńcem. Po drodze na środkowy pokład sprawdziłem dokładną lokalizację generatora zapasowego a co najważniejsze, czujniki pokazywały, że pomieszczenie jest szczelne i znajduje się w nim powietrze. W końcu nie miałem skafandra więc był to dla mnie ogromny powód do szczęścia. Im bliżej rdzenia statku się znajdowałem tym lżej wchodziło mi się po drabinie gdyż siła grawitacji malała. Rdzeń nie był wprawiany w ruch obrotowy więc po dotarciu na miejsce unosiłem się w powietrzu w stanie zerowej grawitacji. Odepchnąłem się rękoma i mając do przelecenia jakieś pięćset metrów w stronę reaktora powoli i systematycznie powtarzałem odepchnięcia aby nie zmęczyć się zbytnio. Po drodze udało mi się wpaść na unoszący się
w powietrzu pas z podstawowymi narzędziami który postanowiłem założyć i zabrać ze sobą na wszelki wypadek. Zbliżałem się do pomieszczenia z reaktorem. Drzwi były zamknięte ale terminal obok nich świecił się na zielono.
- To dobry znak. - Pomyślałem, lecz wcześniejsze wydarzenia nauczyły mnie aby nie cieszyć się zbyt wcześnie.
Konsola była uszkodzona. Wyciągnąłem więc kabel z tabletu diagnostycznego i wpiąłem bezpośrednio do terminala, po krótkiej konfiguracji urządzenia na ekranie pokazał się wielki zielony przycisk "PRESS TO OPEN".
- TAK! Udało się! - Krzyknąłem!
Położyłem palec wskazujący na ekranie klikając przycisk. Drzwi wejściowe do pomieszczenia
z reaktorem rozsunęły się. Odepchnąłem się energicznie od barierki i wleciałem do podłużnego pomieszczenia dekontaminacyjnego a następnie do ogromnej sferycznej hali w której znajdował się generator. Cienki mostek zbudowany z metalowych krat usytuowany był centralnie na środku pomieszczenia i kierował się bezpośrednio w stronę reaktora. Po prawej stronie na balkonie przed wejściem na kraciany most moim oczom ukazały się szafki należące do serwisantów.
- Tam muszą być skafandry. Tam muszą być skafandry! - Zawołałem.
Odepchnąłem się w ich stronę, wyciągnąłem z pasa długi płaski śrubokręt i wbiłem go z całej siły między drzwi a obudowę szafki. Mocnym pociągnięciem z zapartymi o bok szafki nogami wyłamałem zamek tak, że odbiłem się od niej na dobrych kilka metrów i w locie uderzyłem plecami o barierkę balkonu. Szybko złapałem za barierkę i kolejny raz pchnąłem się w stronę szafki.
- O tak. - Powiedziałem sam do siebie z radością w głosie.
Moim oczom ukazał się wyposażony w magnetyczne buty skafander naprawczy, przystosowany do krótkiego przebywania w próżni. Skafander był również wyposażony w małe odrzutowe dysze umożliwiające poruszanie się podczas spacerów na zewnątrz statku. Nie sposób jest opisać moją radość którą emanowałem wtedy chyba na kilometr. Bez namysłu założyłem skafander. Wyprostowałem się i aktywowałem go na panelu widocznym na lewym przedramieniu. Skafander automatycznie skurczył się dopasowując do mojego ciała. Z górnej półki szafki ściągnąłem hełm i założyłem na głowę. Stuknąłem piętami butów aktywując ukryte w nich elektromagnesy i ruszyłem w stronę głównej konsoli reaktora na samym końcu mostu.
Super się zapowiadało. Czekam na więcej,. czyżby autor przysypiał?
OdpowiedzUsuń